Fundacja Otwartego Muzeum Techniki

Fundacja Otwartego Muzeum Techniki

Zajęcia słowniczkowe – raport ze spotkania

Spotkania w ramach projektu „Cicha woda…” rozpoczęliśmy od zajęć integracyjnych i… słowniczkowych. Szybko bowiem wyszło na jaw, że większość młodzieży nie ma zielonego pojęcia, czym różni się bumsztak od rumpla. Kapitanowie na podstawie slajdów z archiwalnymi zdjęciami opowiedzieli nam zatem o pociągach holowniczych – czyli sunących po Odrze z precyzyjną dokładnością w czasie holownikach, ciągnących za sobą barki z ładunkami. Tłumaczyli, dlaczego smołowano drewniane ferdeki, czyli demontowalne pokrywy górne na barkach (by nie przeciekały). Bumsztakiem, który przypomina ogromny kij lub pień małego drzewa, zakończony hakiem – odpychano się od brzegu, zaś szprechtubą nazywano po prostu tubę, przez którą się wołało.

Wpis ten jest naszym subiektywnych zapisem wrażeń i dialogów, dla wielu z nas – młodych, pierwszego zetknięcia się z żeglugą śródlądową.

Slajd z pociągiem holowniczym. Okazuje się, że patrząc na rzekę, możemy powiedzieć, w którą stronę płynie pociąg (kto by pomyslał?!) – „popatrzcie na główki”. Główka- to nazwa potoczna (ostroga – naukowa) pasu lądu, który nachodzi na rzekę prostopadle. Funkcją główek/ostróg jest utrzymywanie odpowiedniej szerokości na rzece po to, aby statki mogły się wyminąć. Przy okazji objaśnienia tego terminu dochodzi do wymiany zdań pomiędzy seniorami:

-Woda wpływając w główkę zawraca, robi tzw. „cofkę”

-Nie, nie nazywa się to cofka

-My na Odrze tak mówiliśmy

-To źle

Przerywamy dyskusję:

– Czy nie będzie problemu przy hamowaniu? – pytamy

Pada odpowiedź :

-I tutaj dochodzimy do pojęcia „sztuki żeglarskiej”

W gwoli wyjaśnienia – na każdej barce musiały być minimum 3 osoby: sternik, bosman i marynarz – oni zarzucali kotwicę i używając swoich umiejętności wyhamowali pociąg holowniczy.

-Czy pociągi mieściły się do śluzy? – pojawiają się nasze kolejne wątpliwości

-To się nie ma co pieścić, to się musi zmieścić! 🙂

Kolejny slajd i kolejna ciekawostka, którą zauważyli na zdjęciu kapitanowie:

Bober lina! –słyszymy wesoły okrzyk

-Znowu wchodzimy w szczegóły. To jest łańcuch…

Śruby statków. Są różne rodzaje śrub, wszystko zależy od statku, jego przeznaczenia, wielkości itp. Dowiadujemy się, że śruby nie pracują w dyszach przy lodołamaczach, ponieważ zatykał by je lód.

– Bubububuuu i fu! MATKO BOSKA GDZIE MNIE NIESIE! – wykrzykuje jeden z kapitanów, wracając wspomnieniami do momentu, gdy coś wpadło w dyszę i zahamowało statek.

Szybko okazuje się, że część zdjęć jak ustawiana specjalnie dla inspektorów, którzy je wykonywali:

-Myje komin, maluje kotwicę? – zauważają kapitanowie –To chyba czyn pierwszomajowy.

-Czyli takie rzeczy się też robiło? – pytamy specjalistów

-Jaja jak berety…. – pada odpowiedź

Podczas oglądania slajdów nasi eksperci zauważają zdjęcie rodziny na barce: dzieci kapitanów wychowywały się na niej. Dowiadujemy się, że w Kędzierzynie – Koźlu była nawet szkoła z internatem dla tychże dzieci, które mieszkały tam w okresie szkolnym, kiedy ich rodzice pływali na barkach. Nie zabrakło również opowieści o codziennym życiu na barce:

-Prało się ciuch roboczy, na linę i za śrubę. Tylko jak się zapomniało to nitka została…

-Ja tak na Mazurach spodnie straciłem!

Rejs „Cichej wody…” rozpoczynamy w nader dobrych nastrojach, z energicznymi, pełnymi pasji i żywotnymi kapitanami!