Fundacja Otwartego Muzeum Techniki

Fundacja Otwartego Muzeum Techniki

kpt. Mieczysław Balcerkiewicz

DSC_8462Urodzony w 1947 r., absolwent Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Pływanie rozpoczął w 1965 r. na statku pasażerskim Goplana. Później pływał na BMkach i pchaczach (Tur). W 1973 r. przeszedł do PBH Odra-2. Pływał na holownikach Giewont i Kmicic, by w 1974 r. przejść na D/P Wróblin, na którym pracował do 1991. Na emeryturę przeszedł w 2001 r. i od tego czasu jest pracownikiem Fundacji Otwartego Muzeum Techniki przy Muzeum Odry we Wrocławiu.

 

Wypadek DP „Wróblin” na Rędzinie

W roku 1976 pracowaliśmy przy remoncie środkowych zasuw na jazie Rędzin. Mieliśmy barkę załadowaną materiałami, dźwig pływający „Wróblin”, którego byłem wtedy kapitanem i pchacza, Łosia, który miał za zadanie nas przepchać w miejsce remontu. Tego dnia nikt z nas nie chciał pracować, widocznie mieliśmy jakieś złe przeczucia. Pamiętam, że to był wtorek, godz. 10:46. Wszystkie segmenty były pozamykane poza jednym, więc przepływ wody był bardzo duży. Woda zepchnęła nas na jaz, nie dało się już nic zrobić. Barka przez jaz przeleciała pierwsza. Kolejny był nasz „Wróblin”, a na nim 13 członków załogi razem z ekipą remontową i nurkami. Całe szczęście ramię dźwigu było wtedy wysunięte do góry, a nie złożone. Gdyby było inaczej, to wszyscy byśmy zginęli. Część załogi, w momencie gdy zbliżyliśmy się do brzegu na kilka sekund przed katastrofą zdołała wyskoczyć na ląd. Reszta uciekała z dziobu na rufę, chowając się za sterówką dźwigu, co amortyzowało upadek statku. Tymczasem ramię dźwigu oparło się o most przerzucony na jazie, „Wróblin” zarył dziobem niemalże o dno za jazem, ale się zatrzymał. Mimo ogromnej siły nurtu ramię dźwigu utrzymywało jednostkę zawieszoną na spadku. Kierownik budowy wpadł w obrót dźwigu i złamał nogę, jako jedyny był poszkodowany. Z jazu zrzucono nam drabinkę sznurową, wszyscy wyszli po niej bezpiecznie na most. „Wróblin” ani drgnął, rozpoczęła się debata jak go ściągnąć z jazu. Próbowano Bizonami podpłynąć od tyłu i wyciągnąć dźwig do tyłu. Ja byłem kapitanem, więc poszedłem jeszcze raz na pokład, by wiązać liny. Szybko zrezygnowano z tego pomysłu – nurt był tak mocny, że ściągał również Bizony w stronę jazu. Ostatecznie zdecydowano się na odcięcie ramienia dźwigu, ryzykując jego ewentualne zatonięcie. „Wróblin” zapadł się w mętną wodę – wypłynął – znowu się zanurzył – wypłynął. Później został szczęśliwie przepchany do brzegu i w kolejnych tygodniach zreperowany.

Przez dalsze lata nadal byłem kapitanem na DP „Wróblin”, teraz statek wchodzi w skład Muzeum Odry we Wrocławiu.

Raselboki i nuty do strojenia buczka

Jak pływaliśmy na statku pasażerskim dostaliśmy praktykantów z Technikum Żeglugi Śródlądowej. Pewnego dnia staliśmy na Osobowicach. Zepsuła nam się syrena okrętowa, przyszli mechanicy. Jeden z nich odkręcił ją i mówi, że działać nie będzie. Załoga zwróciła uwagę, że membrana jest niesprawna, nową można wstawić. Mechanik widocznie postanowił zrobić kawał praktykantom i odpowiedział, że nie ma czym wstawić, bo brakuje mu „nut do strojenia buczka”. Załoga kawał podchwyciła, w wyniku czego jeden z praktykantów zaczął się dopytywać jak można te nuty załatwić i gdzie, to on chętnie przyniesie. Skierowano go do Dyrektora Technicznego, gdzie akurat była narada. Na długie miesiące wszyscy zapamiętali praktykanta szukającego „nut do strojenia buczka”.

Najstarszym i najlepiej znanym żartem było „polowanie na raselboki”, które traktowane było niemal jak chrzest nowych pracowników czy młodych praktykantów. Kazano tym ostatnim szukać po lesie raselboków – małych zwierzątek futerkowych, na których można dobrze zarobić. Z reguły historia kończyła się tak, że niedoświadczony adept na próżno na nie polował w nocy, a w tym czasie jego załoga odpływała kawałek dalej i wypoczywała. Zdarzało się też, że praktykantom udawało się przechytrzyć załogantów.


Galeria

DP Wróblin na jazie Rędzin

DP Wróblin na jazie Rędzin

Do DP Wróblin, zawieszonego na jazie, próbuje podpłynąć Muflon.